Histeryczny płacz w sklepie, bo mama nie chce kupić zabawki. Bunt przy stole, bo pomidorowa zamiast z ryżem jest z makaronem. Krzyk w proteście przed opuszczeniem placu zabaw. Brzmi znajomo? Czy masz wrażenie, że w twoim domu mieszka mały terrorysta, z którym w dodatku nie da się negocjować?
Upór, płacz, krzyk, bunt. Rodzice kilkulatka często obwiniają siebie za taki stan rzeczy. Kochają swoje dziecko, zrobiliby dla niego wszystko. Dlaczego więc zamiast wdzięczności i radości doświadczają ze strony dziecka złości, pretensji i coraz to nowych oczekiwań?
Wojna domowa
Magda spieszy się do pracy. Po drodze musi odprowadzić dwuletniego Kacpra do żłobka. On jednak w każdej sytuacji uparcie walczy o własne zdanie. Kiedy mama chce go ubrać, ucieka, krzyczy i płacze. Gdy dotrą do żłobka, Kacper nie chce się rozebrać. Po południu nie chce stamtąd wyjść. Nie znosi kapci i ciągle je zdejmuje, za to dla odmiany w domu zakłada czapkę. Wszystko chce dostać natychmiast. Jeśli jego żądania nie zostają spełnione, wrzeszczy wniebogłosy. Każda zabawka w domu jest jego. Komputer, telewizor i telefon też są jego. Wspólne zabawy ze starszym bratem zupełnie się nie udają. Kacper burzy każdą wieżę z klocków, bazgrze po rysunkach brata, zabiera mu samochody. Zakupy z nim to koszmar, posiłki – to ciągła walka, a usypianie trwa bez końca. Magda w relacji z synkiem coraz częściej czuje się bezsilna albo wściekła.
Sterroryzowani i bezradni
Niejeden dom w niczym nie przypomina bezpiecznej przystani, ale raczej poligon, służący do bitwy z niesfornym kilkulatkiem. Syn czy córka nie cofną się przed niczym, by dostać to, czego chcą. Stają się agresywni, krzyczą, płaczą, obrażają się bez powodu, biją, gryzą i kopią. Rodzice wobec takiego zachowania czują się sterroryzowani i bezradni.
Przyczyn tego problemu jest wiele. Jedną z nich „bezstresowe wychowanie”. To metoda wychowawcza, która w dużym uproszczeniu polega na tym, że od dziecka niczego się nie wymaga ani niczego mu się nie zabrania. Jej efektem ma być brak stresu w życiu dziecka, co sprawi, że będzie szczęśliwe. Niestety często bywa, że skutek jest odwrotny. Dziecko wychowywane bezstresowo staje się roszczeniowe i przy pomocy różnych metod zaczyna domagać się tego, na co ma w danej chwili ochotę, a czego nie może dostać. Zwykle nawet nie rozumie, że jego irytujące zachowanie krzywdzi rodziców. Dostrzega tylko zależność – krzyczę i histeryzuję, wtedy dostaję to, co chcę. Metoda jest skuteczna, więc maluch wykorzystuje ją coraz częściej.
Tymczasem do prawidłowego rozwoju dziecko potrzebuje jasno wytyczonych granic i reguł, których może przestrzegać. Bez tego czuje się zagubione. Trzeba też pamiętać, że problem będzie narastał. Z czasem dziecko pójdzie do przedszkola czy szkoły. Tam z roli dowódcy zostanie zdegradowane do stopnia szeregowca. Nikt nie będzie spełniał wszystkich jego zachcianek. Jeśli jest przyzwyczajone do tego, że w domu dostaje to, co chce, w nowej rzeczywistości będzie czuło się zagubione. I nawet nie będzie wiedziało, dlaczego tak się dzieje. Jego frustracja będzie rosła, a stąd już tylko krok do agresji.
Żeby był spokój
Każdemu rodzicowi zdarzyło się, że zrobił coś dla świętego spokoju. Poddał się, byle nie wywoływać awantury, kolejnej histerii, ataku płaczu, marudzenia. Daje drożdżówkę, „żeby dziecko coś w końcu zjadło”, bierze na ręce, „żeby przestało płakać”, wymyśla kolejną zabawę, „żeby się nie nudziło”, włącza bajkę „żeby był spokój”.
A gdyby tak trochę odpuścić? Pozwolić dziecku pogrymasić, a nawet zapłakać? Co by się wtedy stało? Będzie bunt i histeria, to pewne. Ale to minie! Musimy postawić dziecko przed oczywistą, życiową prawdą, że nie zawsze dostanie to, co chce. Może wyrazić swoje niezadowolenie, ale to nie zmieni naszej decyzji.
Bezpieczne granice
Płacz, krzyk, a nawet kopanie czy gryzienie to sposoby komunikacji dziecka ze światem. Naszą rolą jest pomóc mu bezpiecznie przejść przez ten proces. Możemy to zrobić, nazywając uczucia dziecka i swoje, np. widzę, że się złościsz, bo chcę cię odprowadzić do żłobka. Ja też czuję złość, bo się denerwuję, że spóźnię się do pracy. Takie wyjaśnienia nie przynoszą może natychmiastowego efektu, ale dorosłemu dają ulgę, a dziecku naukę.
Najskuteczniejsza w przypadku rozrabiających, nieposłusznych dzieci jest konsekwencja w działaniu. Dziecko od pierwszych chwil należy uczyć czekać. To nie mały terrorysta, który pod groźbą kary wymusza na nas określone czynności. To członek naszej rodziny, który, jak wszyscy inni, musi przestrzegać panujących w niej reguł. Ważne, aby wytłumaczyć dziecku w prosty sposób, dlaczego na coś się nie zgadzamy. Kto na samym początku ustali zasady i konsekwentnie je wyegzekwuje, temu później będzie łatwiej. Nie wolno jednak pójść na kompromis ani o włos. Dlaczego rodzice nie stawiają prawidłowo granic swoimi dzieciom?
- Nieprawidłowe wzorce i poglądy wychowawcze – jeśli rodzice sami nie posiadali właściwego wzorca i jako dzieci doświadczali totalnego luzu, to teraz nie są zdolni do konsekwencji.
- Źle rozumiana miłość – kiedy rodzicom wydaje się, że kochać to znaczy zgadzać się na wszystko.
- Pośpiech, zmęczenie i chęć świętego spokoju – taki rodzic trochę popuszcza dziecku, bo już nie ma siły walczyć, albo ulega, bo bardzo się spieszy. Następnym razem jeszcze trudnej będzie postawić granicę i… powstaje błędne koło.
- Niedojrzałość rodziców – jeśli rodzic ma własne trudności emocjonalne, np. niskie poczucie wartości, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że w dziecku zacznie szukać oparcia, uczyni je powiernikiem i przyjacielem w nieszczęściu. Taka postawa jest jednak niebezpieczna emocjonalnie dla dziecka.
I jeszcze jedna ważna sprawa. Stanowcze stawianie granic nie oznacza przemocy lecz konsekwencję. Jaki autorytet ma rodzic, który musi uderzyć, aby dziecko go posłuchało? Każda przemoc, także agresja słowna, zawsze świadczy o nieporadności i słabości rodzica. Przemoc wobec dziecka jest niedopuszczalna w żadnej formie.
O tym, jak spożytkować energię malucha w kreatywny sposób, dowiesz się TUTAJ.
Literatura:
Monika i Marcin Gajdowie, Rodzice w akcji, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa, 2010
Adele Faber, Elaine Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Media Rodzina, Poznań, 2013